Co się może zdarzyć na spacerze? Nie dajcie się ponieść emocjom…

Moją pasją jest szkolenie psów. Uważam, że każdy opiekun psa, czy też „właściciel” – powinien szkolić się wraz ze swym pupilem. Wspólna nauka to budowanie relacji, komunikacja i świetna zabawa. A umiejętności, które przyswoimy sobie, my i nasz pies, przydają się w codziennym życiu. Generalnie tym się zajmuję na co dzień, ale czasami zabieram psy na spacery.

Dziś pojechałam parę kilometrów od Myślenic do psiaka, aby zabrać go na spacer. Maja, mix husky i malamuta poznała mnie, co bardzo mnie ucieszyło i co oznajmiła mi wspinając się na mnie i dokładnie obwąchując moją twarz. Ponieważ w zeszłym roku także kilka razy wyprowadzałam Maję w jej terenach, znałam już tamte okolice. Jednak dziś, gdy już minęłyśmy dom, gdzie niestety są psiaki, które mocno oszczekały suczkę, Maja skręciła przy lesie w prawo, poddałam się jej sugestii i ruszyłam za nią. Szłyśmy polną drogą, nieco błotnistą, ponieważ przez ostatnie dwa dni padał śnieg przy dodatnich temperaturach, więc tam gdzie chłodniejsza ziemia śnieg leżał, a tam, gdzie obszar wystawiony do słońca powierzchnia zamieniała się w błotną przeprawę. Miałam wrażenie, że Maja znała drogę, którą mnie prowadziła. A może mi się wydawało? Ja w zeszłym roku, gdy z nią wędrowałam kierowałam się w inne rejony. Chętnie podążałam za nią, ciekawa nowych widoków. Po lewej stronie miałyśmy małą polanę, a za nią rozciągający się las, a po prawej panoramę zawierającą pagórki i majaczące w oddali domy. Generalnie poruszałyśmy się skrajem lasu. Zbliżyłyśmy się do nieruchomości, na której zza płotu szczekały 3 psiaki, co jeden to mniejszy. Na Mai jednak nie zrobiły specjalnego wrażenia. Przystanęła na chwilę przy największym z nich, zmierzyła go wzrokiem, po czym ruszyła do przodu. Pomyślałam, że silna jest, nie dała się zastraszyć ani sprowokować. Ruszyłyśmy do przodu. Słońce co chwilę przedzierało się przez chmury, co wyraźnie poprawiało mi humor, z chęcią i werwą starałam się dotrzymywać kroku suczce. Maja niestety nie biega luzem, prowadzę ją na lince. W zeszłym roku miałam do dyspozycji 20stometrową linkę :)  Oj miałam niezłą przeprawę, kto nie prowadził psa na tak długiej lince polecam sprawdzić, można nabyć fajnego doświadczenia i przetestować własną inteligencję ;)  Tym razem miałam smycz 8 metrową typu flexi, których tak naprawdę nie lubię. Może są wygodne w niektórych momentach, ale dla mnie są one nietreningowe i nie uczą psiaka chodzenia na luźnej smyczy, także uniemożliwiają komunikację, jaką niewątpliwie napięcie lub poluzowanie smyczy jest. Dużą niedogodnością dla mnie jest to, że w momencie kiedy chcę dać psiakowi sygnał poprzez lekkie pociągnięcie smyczą , aby podszedł do mnie, flexi nie daje takiej możliwości. Poza tym zawsze mam kłopot z przyciskiem blokującym wyciąganie się taśmy. Ale idziemy i właśnie taką smyczą dysponuję na tym spacerze.

Maja mix husky i malamut

Maja, mix husky i malamuta poznała mnie, co bardzo mnie ucieszyło

Minęłyśmy zabudowania i przemierzałyśmy tereny leśne przez kilka minut, po czym znowu droga poprowadziła nas na skraj lasu i z oddali wyłonił się kolejny dom. Tym razem bez ogrodzenia. Przed domem stał samochód i miałam wrażenie, że ktoś kręci się obok otwartych drzwi. Nagle usłyszałam szczekanie psa. Nastawiłam uszu i skanowałam otoczenie, skąd dobiega. Zobaczyłam psa, który truchtał w naszym kierunku coraz mocniej ujadając. Obserwowałam to Maję to tamtego psa. Był czarny i dosyć duży, wielkością dorównywał mojej towarzyszce. Pomału, ale cały czas zbliżał się do nas, coraz głośniej ujadając. Czuło się agresję w tym głosie, to nie było takie oznajmiające szczekanie typu; „Hej, weszłyście na mój teren. Idźcie sobie”. Raczej w tym głosie słyszałam straszną groźbę. Maja zatrzymała się, a ja za nią w odległości 8 metrów, tyle miała naprężona linka. Stałyśmy i patrzyłyśmy, a szczekający pies zbliżał się do nas cały czas szczekając i obnażając zęby, które w tej odległości były bardzo widoczne. Myślałam, że w pewnym momencie szczekacz zatrzyma się i będzie nam grozić z dalsza. Ale nie, podbiegała coraz bliżej, jak dla mnie zbyt blisko! Stałam i zastanawiałam się co robić. Maja na uwięzi nie ma żadnej możliwości odwrotu, a pies był coraz bliżej. Rozpaczliwie szukałam w głowie jakiegoś rozwiązania. Właściwie powinnam się wycofać dużo wcześniej, zawołać Maję i zawrócić. Ale przegapiłam moment, kiedy bezpiecznie mogłyśmy odejść. Zupełnie nie przewidziałam, że tamten pies tak blisko podejdzie i że będzie tak zmotywowany, aby z tak bliskiej odległości nam grozić. W pewnym momencie mężczyzna, który kręcił się przy samochodzie zaczął wołać psa po imieniu. Zorientowałam się, że to suka. Wołanie człowieka nie robiło jednak na agresorce żadnego wrażenia, co mocno mnie zdenerwowało. Czułam grozę sytuacji. Mocno ujadająca suka była już na cztery kroki od nas, Maja stała w miejscu, ja za nią 8 metrów, bałam się zrobić jakikolwiek ruch, aby Maja nie odczytała go jako zachęty do ataku. Wiem, że Maja jest suczką bardzo silną psychicznie, bo w zeszłym roku była ona wraz ze swoją opiekunką na warsztatach komunikacji, które kilka razy w roku organizuje zespół Talking Dogs i suczka była poddawana ocenie.

Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. W dodatku mężczyzna wołający swego psa szedł w naszą stronę wciąż nawołując sukę i narzekając, że go nie słucha. Każdy jego krok psina odczytywała jako wsparcie i coraz bardziej stawała się odważna, głośno ujadała, odsłaniała cały garnitur zębów i była coraz bliżej Mai, bliżej niż ja! Myślałam; może szybko podbiegnę i rozdzielę suki swoim ciałem? Ale jestem dalej niż agresorka, Maja może odczytać mój ruch jako atak, na pewno będzie szybsza niż ja i psy mogą się rzucić sobie do gardeł. Na to nie mogę narazić psiaków! Wyprostowałam więc sylwetkę jak tylko mogłam najbardziej,

wyprostowałam się udając wielką i silną istotę i huknęłam; STÓJ, ODEJDŹ.

Trochę poskutkowało, bo suka zatrzymała się w swym doskakiwaniu i na moment ucichła. Tymczasem mężczyzna, cały czas nawołując swego psa był już całkiem blisko i starał się złapać sukę za obrożę. Nie miał smyczy w ręce, a na szyi tamtego psiaka zobaczyłam kolczatkę. Zaczął się chocholi taniec, facet próbował złapać psa, jednocześnie zaczął mnie pytać o płeć Mai, a jego futrzak robił wszelkie uniki, aby go ludzkie ręce nie złapały, ale cały czas szczekała i groziła. Maja stała jak wmurowana i nie wiem czy: zamarła, tzn. znieruchomiała ze strachu ( co nieraz psiaki robią, gdy się boją, a nie mogą uciec) czy była tak pewna siebie i nie dała się zastraszyć ? W tej sytuacji, gdzie byłam mocno wystraszona, nie umiałam na chłodno obserwować postawy Mai. Krew uderzyła mi do głowy, nie spanikowałam, ale czułam całą groźbę sytuacji, wielką odpowiedzialność za nie mojego psa i zdawałam sobie sprawę, że to nie Norton i tak naprawdę nie wiem, jak postąpi Maja…Wydawało mi się, że atak może nastąpić w każdej chwili, że tamta suka jest mocno zdesperowana i bardzo mocno podekscytowana. Do tego krzyki mężczyzny podkręcały ekscytację psa. W takim stanie emocjonalnym wystarczy ułamek sekundy, aby doszło do ataku. Ale widocznie Maja swą postawą potrafiła ją zatrzymać, choć nie zaszczekała ani razu. Niestety nie widziałam czy szczerzyła zęby czy warczała. Jednak tamta suka, chociaż była już bardzo blisko, nie przekroczyła tej cienkiej granicy. Ja również wytrzymałam i nie ruszyłam się z miejsca. Nie mogłam zawołać Mai i nakazać wycofanie się, bo to byłoby nie fair względem Mai, przecież często drapieżnik atakuje, gdy „ofiara” się odwróci. Nie mogłam ryzykować ataku. Byłoby to zerwanie zaufania, jakie ma pies do osoby, która prowadzi go na smyczy.

danuta grabowska szkolenie psów

Maja popatrzyła na mnie i poprowadziła mnie inną drogą, która wiodła do jej domu

Pamiętajcie. Pies na smyczy jest całkowicie podporządkowany człowiekowi, tzn. nie może uciec, odejść, zrobić co chce, bo wie, że jest uwiązany. Dlatego trzeba uważać, aby nic złego psu na smyczy się nie stało, aby pies nie stracił zaufania do osoby, która jest na drugim końcu sznurka. Nie mogłam też zrobić kroku do przodu, aby Maja nie odczytała mego ruchu jako przyzwolenie na atak…. Na szczęście mężczyźnie wreszcie udało się złapać sukę za kark i trzymając ją za kolczatkę zaczął odciągać od nas. Poczułam ulgę, poczekałam jeszcze chwilkę i zawołałam Maję po imieniu. Ona w mgnieniu oka ruszyła w moją stronę i spojrzała w moje oczy. O rany! Wszystko tam było; ulga, radość, ale też jakaś taka …duma? Zadowolenie? Jakby mówiła; „Widziałaś? Dałam radę.” Mężczyzna pytał mnie jeszcze czy tu często chodzę i czy chcę tą drogą przejść. Odkrzyknęłam; NIE. I odeszłyśmy w przeciwnym kierunku. Nie oglądałam się, szłam szybko, choć słyszałam, że mężczyzna o coś pytał i coś tam jeszcze mówił. Chciałam szybko się oddalić, bo nie miałam zaufania do niego. A jeśli nie utrzyma swojego psa i tamta pobiegnie za nami?

Po kilku minutach szybkiego marszu zatrzymałam się, aby zaczerpnąć tchu. Maja również zatrzymała się, popatrzyła na mnie i skoczyła na moje piersi. Zaczęła mnie lizać po twarzy. Pierwsza myśl; jaka ona delikatna i jak lekko się o mnie opiera :). Norton jak wskoczy na mnie, aby umyć mi twarz ;), to czuję dobrze jego ciężar na moim ciele i jego mocne łapy z pazurami wciskającymi się pomimo kurtki. Druga myśl; to było trudne i bardzo stresujące doświadczenie dla ciebie, ale byłaś dzielna, bardzo dzielna!

Ruszyłyśmy w powrotną stronę, ja zatopiona w myślach, Maja zatopiona w węszeniu… Już nie zbaczała z drogi, szła prosto do domu. Ale to nie koniec stresujących sytuacji. Jeszcze czekała nas przeprawa koło posesji na której były psy, które bardzo ujadały i idąc przedtem obok nich, Maja nie wytrzymała presji i wdała się w agresywną wymianę zdań. Widziałam, że się boi tamtych psów, ale wg mnie, nie miałyśmy innego wyjścia i musiałyśmy tamtędy przejść.

Teraz wracając , Maja zatrzymała się na wzgórku, z którego było już widać ogrodzony teren, gdzie mieszkały i już słychać było ich szczekanie. Myślałam nad tym, jak przejść obok rozszczekanych frustratów. Maja popatrzyła na mnie i poprowadziła mnie inną drogą, która wiodła do jej domu, mogłyśmy zachować większą odległość od ujadających psiaków :)  To takie proste, ominąć posesję drugą stroną, zachowując większą odległość i nie narażając się na stres! Ona znalazła rozwiązanie!

Wiecie, że nasze psy są bardzo mądre? Wystarczy nauczyć się odczytywać ich zachowania i pozwolić żyć po psiemu! Na spacerach trzeba być z psem, a nie obok. Dawać wsparcie, kiedy tego potrzebują i nie pchać się z psiakiem w sytuacje, które są trudne dla niego. A kiedy już trafi nam się bardzo trudna sytuacja, myśleć i zachować spokój.

Czego Wam z całego serca życzę.

Danuta Grabowska, psia-psiółka

ten artykuł jest chroniony prawami autorskimi, kopiowanie i upublicznianie bez zgody autorki zabronione